Wakacje 2016 - ZOO Wrocław, Śnieżka & Skalne Miasto









Zebrałam trochę sił by wybrać zdjęcia i je obrobić. 
 Tak, nadal jestem chora.
A jak to się stało? 
Zapewne winna jest zmiana temperatur na Śnieżce...
Ale od początku! :)

Od 29 sierpnia do 1 września wybrałam się na wspólne wakacje z rodzicami do Karpacza.
Aczkolwiek na początek odwiedziliśmy wrocławskie ZOO.
Od jakiegoś czasu nie miałam zamiaru odwiedzać żadnego ZOO po tym jak naoglądałam się filmików, zdjęć o złym traktowaniu zwierzaków. W poniedziałek się to zmieniło. Kiedy weszłam do ogrodu zobaczyłam zadbany, najedzony zwierzyniec, który ma dużo miejsca i został uwolniony od nielegalnych handlarzy bądź urodził się w niewoli. Niektóre zwierzęta mają takie dobre warunki, że nie można ich było znaleźć w "lesie" czy innych kryjówkach. Zrobiłam trochę zdjęć, ale bez przesady - chyba każdy widział zwierzęta więc wstawiam tylko parę ujęć. Jak zawsze byłam zauroczona surykatkami i żyrafami. Świetne jest również Afrykarium i ten wodny tunel... :)

Zwiedziliśmy, zobaczyliśmy i potem dalej w podróż do Karpacza. Pod wieczór byliśmy na miejscu w małym pensjonacie przy prawie samym wejściu na Śnieżkę. Po małym obeznaniu się w terenie szybko poszliśmy spać aby mieć energię na następny dzień, czyli wspinaczkę. I tutaj zaczęło się "piekło"... Pewnie sobie myślicie, że to tylko Śnieżka, tylko 1.603 m. n.p.m., ale nie dla mnie. Jestem alergiczką co powoduje z lekka słabą wydolność płuc. Ogólnie kiedy czytałam z Mamą informacje na temat szlaków opinie były przeróżne, którym kolorem najlepiej wejść. Grono ludzi mówiło czy pisało, że najszybciej czarnym szlakiem, bo niebieski jest dłuuugi. To stwierdziliśmy czemu nie być szybko na samym szczycie. Czarny szlak dla osób, które są w ogóle nie przygotowane na wysiłek, nie mają odpowiedniego obuwia - nie jest dobrym pomysłem. No ale dobra, wybraliśmy taki cel to nie możemy już zawrócić. I tak w 2,5 godziny zdobyliśmy szczyt z krótkimi przerwami na wodę czy na zjedzenie batona aby dostać zastrzyk energii. Najgorsze w tym wszystkim chyba był ostatni odcinek wspinaczki (gdzie został 1km drogi). Były takie kamienie, tak pionowo, że musiałam co chwilę przystanąć by złapać oddech. Ale w końcu szczyt zdobyty! Usiadłam na pierwszym lepszym schodku i zaczęłam płakać - nie wiadomo czemu. Chyba samo to, że weszłam sama - nie wyciągiem, nie gondolą, nie płaską drogą - na własnych nogach :) Kiedy mieliśmy wracać wybraliśmy już najdłuższy, niebieski szlak, by trochę też pozwiedzać. Ponownie wróciliśmy o godzinie 19 do pensjonatu, kolacja i spać, bo w środę pojechaliśmy do Czech do Adrspach aby zwiedzić Skalne Miasto. 

Na spokojnie pojechaliśmy w dane miejsce. Oglądając wycieczki na stronach pokazywało głównie 2-3 godziny chodzenia. Tak - tylko, że tu również było kilka szlaków. Zaczęliśmy na spokojnie chodząc niebieskim szlakiem, po płaskim zachwycając się skałami jakie stworzyła Matka Natura. Niektóre były naprawdę zachwycające - niewiarygodne, że takie coś powstało samo. Dostaliśmy małą mapkę, z której można było odczytać jakie skały akurat oglądamy i co nie co się o nich dowiedzieć oraz śledzić szlak. Kiedy byliśmy przy niby końcu (a w sumie początku) skorzystaliśmy z przepływu łódką gdzie był czeski kapitan, który ciągle mówił prezentując zabawnie krajobrazy oraz dziwne, drewniane "stworki", które były tam porozstawiane. Wszystko trwało może z 15 minut? Następnie trzeba było się wspinać po schodach baaaaardzo wąskich - współczuję osobom, które miały większą stopę niż 36cm. Myśleliśmy, że idziemy już do wyjścia, a tu schody raz szły w górę, raz w dół. Z parę tysięcy schodków wtedy przeszliśmy obolali jeszcze po Śnieżce. Przeciskaliśmy się przez niektóre skały, bo była, na przykład taka sobie "Mysia Dziura" która się zwężała. Wysiłek był znowu ogromny.Okazało się, że chodziliśmy i żółtym oraz zielonym jeszcze szlakiem. Niestety był też smutny moment dotyczący osób trzecich :( Po 5 godzinach dotarliśmy do wyjścia, zjedliśmy obiad i wróciliśmy do pensjonatu - wykończeni i marzący o łóżku. 

Ostatniego dnia. korzystając z tego, że nasz pensjonat był obok hotelu Gołębiewskiego, wybrałam się z tatą na basen aby trochę rozluźnić mięśnie. Po godzinie powrót do pokoju, pakowanie, szybki zakup oscypków i... straszny ból gardła. Myślałam, że to chwilowe dopóki po kilku godzinach miałam straszny katar, nic nie mogłam mówić, więc przez całą drogę powrotną męczyłam się. Jak już u góry napisałam pewnie przez różnicę temperatur. Na Śnieżce było 8 stopni, a na "dole" 25. Mokra, przemęczona - czy organizm mógł inaczej zareagować? Dobrze, że chociaż się rozchorowałam w ostatnim dniu a nie w połowie...

Dobra i to na tyle :) 
Jestem ciekawa czy ktoś wytrwał do końca - jeżeli tak to gratuluję! 
Mam nadzieję, że zdjęcia również Wam przypadły do gustu.

Pozdrawiam Was serdecznie, a ja idę sobie chorować dalej. 

Mat. 


PHOTOBLOG * FACEBOOK * TUMBLR * INSTAGRAM *



* ZOO WROCŁAW *






















* ŚNIEŻKA *









* SKALNE MIASTO *



















Komentarze

Popularne posty